Archiwum: Eden


Będzie mowa o francuskim filmie "Eden" z 2014 roku. Reżyserem filmu jest Mia Hansen-Love, a główną rolę gra Felix de Givry. Wpis zawiera spoilery.

Jako fan muzyki house i Daft Punk bardzo ucieszyłem się, że powstaje film o tym nurcie muzyki. Ścieżka dźwiękowa wyglądała wprost imponująco, sama klasyka (prawdopodobnie w playliście utworu wstawionego poniżej jest większość utworów z filmu).


Jak się okazało po premierze, ciężko było obejrzeć film w kinach w Polsce. Na szczęście udało mi się wreszcie trafić na seans. I to pod chmurką. Sporo ludzi było.

Przechodząc już do samego filmu, przedstawię tutaj notkę, którą wrzuciłem na forum fanów Daft Punk . Paul - główny bohater ciągle tylko didżejował, brał narkotyki i zmieniał dziewczyny. Na początku dobrze mu szło, ale nie zauważył upływu czasu i obudził się w wieku 35 lat, gdy zdał sobie sprawę, że popyt na taką muzykę troszkę się zmniejszył i tak naprawdę nikt go już nie chce słuchać z wyjątkiem kilku fanów/fanek. Zmienia swoje życie. 

Daftów (członków zespołu Daft Punk - Thomasa Bangaltera i Guy-Manuela de Homem Christo (Guy-Mana)) nie było tu za dużo, jednak pełnili kluczową rolę. Nie wiem, czy słusznie, ale odebrałem ich rolę w filmie z perspektywy tego, jak prawdopodobnie było w rzeczywistości. Na początku filmu Dafci byli raczej podobni do głównego bohatera, grali podobną muzykę. No ale odnosili stopniowo coraz większe sukcesy. Im się udało, jednak pod koniec filmu nadal nie zostają rozpoznani przez człowieka wpuszczającego do klubu, co może świadczyć o tym, że osiągnęli cel ukrywając się pod maskami robotów (choć w filmie o ich artystycznym wyglądzie nie ma chyba ani słowa). W  każdym razie są tak samo spoko gośćmi, jak na początku filmu. Spotykają Paula i rozmawiają sobie jak dawniej. Paul wydaje się być trochę zmieszanym - w  końcu rozmawia z prawdziwymi ludźmi sukcesu, podczas gdy sam ledwo wiąże koniec z końcem. Daftom się udało, Paulowi nie do końca, jednak i Dafci i Paul nadal darzą siebie szacunkiem, co jest dobrą pointą.
Ciekawym okazuje się dialog na końcu z pewną dziewczyną, której Paul objaśnia jaką muzykę robił. Ta stwierdza, że nie zna, nie lubi takiej muzyki, a z muzyki elektronicznej słucha tylko Daft Punk.

Film niestety nie sprostał moim oczekiwaniom. Trwał ponad dwie godziny, był chaotyczny i trochę nudny. Szczególnie część, gdy Paul był na afiszu jest trochę zbyt chaotyczna. Akcja rozwija się powoli. Mało jest momentów, które się zapamięta. Bo przecież w każdym filmie jest wątek miłosny, często można spotkać ludzi bawiących się, wciągających narkotyki i tak dalej.

Poza tym miałem odczucie, jakby ten film był o ludziach z pasją do muzyki, której mało kto słucha i mało kto rozumie, ale nie przez to, że jest to odmiana dla ludzi o wyszukanym guście, lecz dla jakichś swego rodzaju dziwaków. Jakby sama reżyserka średnio lubiła taką muzykę, lecz chciała pokazać interesującą historię o ludziach z jakąś tam pasją (którą usłyszała od swojego brata - niespełnionego didżeja).

Komentarze